W moim domu ostatnio przewija się temat narkotyków, jedna osoba z mojej rodziny właśnie leczy się z marihuany i amfetaminy, oraz heroiny.
Postanowiłam poruszyć ten temat również na blogu.
Uważam, że to ważne i mam prośbę by każdy kto to czyta przemyślał historie która tu napisze a ci co mają bloga może sami poruszą ten temat na swoich stronach.
To ważne by nie milczeć lecz głośno mówić o problemach.
Opowiadanie które napisze jest oczywiście o braciach Asakura, lecz niektóre wątki opisze z własnego życia.
Yoh
Ile to lat minęło, chyba z dziesięć lat. Koniec turnieju szamanów był głośny i Chaotyczny. Przegrałem z Hao. Ostateczna walka, którą przypłaciłem prawie życiem a na pewno nie prawie lecz całkowicie stratą rodziny i przyjaciół. Wszyscy się od demnie odwrócili. Zostałem sam. Nawet Manta mój najlepszy przyjaciel odszedł. Podszedłem do okna gdzie po długiej stronie była jakaś restauracja. Mój brzuch zaburczał od dwóch dni nic nie jadłem.
Odszedłem stamtąd nie chciałem dalej męczyć się widokiem jedzenia. Wszedłem do najgorszej części miasta niektórzy zwą ta część miasta jako slamsy. Wszedłem do jednego z rozpadających się budynków. Moje mieszkanie było małe i bardzo skromnie urządzone. Dobra nie oszukujmy się leży tam tylko stary materac na którym śpię. Usiadłem na materacu, wyciągnąłem z kieszeni biały proszek który rozprowadziłem na blaszce która leżała tu w sumie nawet nie wiem skąd ona się tu wzięła. Wciągnąłem dwie kreski. To trochę polepszyło mi chumor ale nie do końca. Sięgnąłem po strzykawkę. To zawsze działa. Jedno ukucie i jestem w raju.
Niewiem ile przebywałem w moim raju ale mnie to nie obchodzi. Ćpam od jakiś siedmiu lat. Od kąt rodzina się całkowicie mnie wyparła.
Pieniądze miałem z kradzieży lub drobnych prac które udało mi się zdobyć gdy byłem trzeźwy lub na lekkej fazie.
Hao
Od dziesięciu lat jestem Królem szamanów. Mój plan trochę uległ zmianie. Postanowiłem wpoić ludzi miłość do natury. Pomału mi się to udaję. Coraz więcej ludzi po mojej małej ingerencji zaczyna dbać o środowisko co mnie bardzo cieszy. Spojrzałem na Opacho*. Wyrosła na piękną nastolatkę. Moja mała uczęnica już nie jest taka mała. Dziewczyna właśnie siedziała na fotelu w salonie i pisała z koleżankami z klasy. Nie żałuję że Mati Marii i Kana namówił mnie bym posłał małą do szkoły. Czarnoskóra ma teraz przyjaciół oraz o zgrozo chłopaka czego nie mogę przełknąć. Nie lubię delikwenta i tyle. Opacho często śmieje się ze jestem o nią zazdrosny. Może ma rację, ale nigdy się jej do tego nie przyznam.
Spojrzałem przez okno apartamentu w którym mieszkałem. Piękny widok stolicy Japonii zawsze mię uspokajał.
Och zapomniałem wspomnieć o tym ze mieszkam w Tokio.
Spojrzałem ponownie na nocne niebo. Coś czuje ze będzie padać.
Yoh
Całą noc lało, w moim mieszkanku było mi zimno a do tego narkotyki przestały działać. Mam ochotę umrzeć. Nie ja chce umrzeć, skończyć ze swą marną egzystęcją. Wsadziłem rękę pod poduszkę, znalazłem tam zdjęcie zrobione tuż przed rozpoczęciem rundy finałowej turnieju. Na fotografii byłem ja z moimi przyjaciółmi. Fotograf ujął także Hao który stał gdzieś z tyłu i czekał na rozpoczęcie walki. Był zamyślony i taki poważny. Przytulał do swojej nogi małą Opacho.
Samotna łza wymknęła się spod moich powiek. MAM DOŚĆ!!!
POMOCY!!!!
Krzyczałem lecz nikt mnie nie słyszał.
Hao
Na drugi dzień wyszedłem na spacer. Na myśl przyszedł mi Yoh. To nie pierwszy raz gdy o nim myślę. Ciągle mam przeczucie ze mu jest źle. Nie wiem skąd takie odczucie. Jest tak od dziesięciu lat. Byłem tak zamyślony ze wróciłem do rzeczywistości dopiero jak poczułem ogromny smród. Podniosłem głowę. Byłem w slamsach. Westchnąłem ciężko. Jakaś siła ciągnęła mnie w głąb tego terytorium brudu i smrodu.
Yoh.
Wszedłem z mieszkania. Musze szybko zdobyć jakieś narkotyki bo zaraz umrę.
Poszedłem najpierw do mojego głównego dostawcy.
Mam nadzieje ze da mi na kredyt. Nie mam kasy.
Wysoki, umięśniony i niezwykle niebezpieczny typ. Nazywa się Rafael.
- Kogo to moje piękne oczy widzą. Mały brunecik. - nie cierpię tego przezwiska.
- Rafael. Witaj. Słuchaj jest mała sprawa. - zacząłem mówić ale mi przerwał.
- Yoh nie dam ci na krechę. Jesteś mi winien trochę kasy.
- wiem oddam ci ale proszę jeszcze ten jeden raz. - Mężczyzna zmierzył mnie od góry do dołu.
- Zawsze możesz zatrudnić się jako męska dziwka. - Wzdrygnąłem się
- Nigdy w życiu ! - mężczyzna zaśmiał się.
Spokojnie mały żartowałem. Dam Ci działkę ale musisz mi oddać kasę do przyszłego tygodnia - Kiwnąłem głowę. Już bylem tak blisko, gdy nagle ktoś mi to wyrwał z ręki o oddał Rafaelowi.
- Hej to moje!! Krzyknąłem i spojrzałem w oczy identyczne jak moje.
- Już nie. - Hao sięgnął do kieszeni i wyciągnął plik banknotów i zwrócił się do Rafaela.
- Tu jest około piętnastu tysięcy Jenów. Dam Ci je pod warunkiem, że temu tu osobnikowi nigdy więcej nie sprzedaż narkotyków. - Rafael spojrzał na mnie a potem na Hao.
- Zgadzam się. - Odpowiedział a ja się załamałem. Co ja teraz zrobię!!
Hao
Wkurzony jak nigdy zaciągnąłem Yoh do swojego apartamentu. Wrzuciłem go do łazienki i kazałem się umyć. Strasznie śmierdział.
Usiadłem na kanapie i musiałem pomyśleć. Ustalić kilka faktów.
Po pierwsze Yoh jest ćpunem
Po drugie wygląda jak menel spod sklepu
Po trzecie muszę mu pomóc. W końcu to mój brat.
Yoh wyszedł po godzinie z łazienki ubrany w moje dresy. Prawie się w nich utopił.
- Siadaj. - Nie wiedziałem czy mam na niego krzyczeć czy może uderzyć w ten pusty łeb.
Postawiłem na coś innego
- Idziesz na odwyk do szpitala. A teraz powiedz co się stało Spytałem spokojnie a on się rozpłakał. Przytuliłem go do siebie najmocniej jak umiałem.....
CDN......
~~~~~~~~~
napisze dalszy ciąg jak będę miała chwile czasu.
Dziękuję moim ulubionym pisarką
Marcia Kyoyama.
EleCat Sapphire
Oraz witam nową czytelniczkę
Anna - Medium
Anno przeczytam twojego bloga i skomentuj w niedzielę. Dziękuję za komentarz :*
Znów przepraszam za błędy poprawie je. Chyba ze będzie ktoś kto by chciał zostać moja betą to zapraszam do zgłaszania się w komentarzach :)